Na koniec
Plotę długi, mocny sznur
Z pajęczej niteczki,
Dziś mi tylko towarzyszy
Blask i ciepło świeczki,
Bo za oknem burza trwa.
Piorun strzelił w drzewa.
Jest oznaką nie porządku,
Gniewu prosto z nieba.
Lecz ja siedzę. Niewzruszona.
I plotę ten sznur,
Bo wiem, że gdy tylko skończę
Docenię swój trud.
Lekki uśmiech dziś przywdzieję,
Rzucę ,,Do widzenia”.
Choć tak szczerze nieistotne.
Nie ma to znaczenia.
A gdy skończę uśmiech losu
Obróci się w żart,
Bo mu na złoć ciągle robię,
Nie ukrywam kart.
U sufitu piękna belka
Co strof podtrzymuje,
Chyba w głębi swej drewności
Wie co kombinuje
I nie bardzo widzi siebie
W najważniejszej roli.
Może myśli, że mi zrobić
Tego nie pozwoli.
Lecz co może? Głupie drewno.
Nie ma prawa głosu.
Od lat tkwiące w swej marności.
Taka kolej losu.
Mocno trzymam moje dzieło.
Mocno trzymam w dłoni.
Cichy uśmiech, lekki krok,
Mała łza na skroni.
I uplotłam długi sznur
Z pajęczej niteczki.
Dziś mi tylko towarzyszy
Blask grobowej świeczki.
J.M.
O matko, grobowa świeca, ale fajne połączenie frywolności nastroju z efektem końcowym. Zwróć tylko uwagę na literówki, zauważyłam dwie...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :-)
W swoim wierszu utworzyłaś niezwykły klimat, choć nieco przerażający :-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :-)